en
Pippo DelbonoPippo Delbono
Ciekawostki z przestrzeni NH
21 czerwca 2016

Oko, które tańczy - rozmowa z Pippo Delbono

Rozmowa z Pippo Delbono, włoskim reżyserem teatralnym i filmowym, który będzie bohaterem Międzynarodowego Festiwalu Filmowego T-Mobile Nowe Horyzonty we Wrocławiu.


Marina Fabbri: Pippo, kręcisz filmy telefonem komórkowym. Czy jest to wybór podyktowany ubóstwem, brakiem środków, czy też zamysłem estetycznym? Jaki jest związek między wykorzystaniem komórki a twoim teatrem?

Pippo Delbono: Niedawno mówiłem o użyciu telefonu komórkowego podczas spotkania w Rzymie. Trzeba pamiętać, że moja historia jest historią wielkiej pracy fizycznej, najpierw w Odin Teatret, a potem u Piny Bausch. Obydwa te artystyczne doświadczenia opierały się na pracy z ciałem, mam bardzo silny związek z tańcem. Wielokrotnie dawałem przykład kroku samuraja, przy którym pracujesz nad siłą dolnej części ciała, części męskiej, oraz nad lekkością ramienia i torsu, czyli części kobiecej. Ten trening jest dla mnie czymś podstawowym, szczególnie, kiedy wchodzę do pewnych miejsc, jak na przykład obozy cygańskie, miejsc niełatwych, gdzie może cię ogarnąć strach, co jest normalne, bo nie można wiedzieć, co się tam przydarzy. Do takich miejsc wkraczam jak samuraj, a więc ze spokojem (bo samuraj jest spokojnym wojownikiem).

Konkretnie chodzi o to, żeby mieć siłę w żołądku, a lekkość w spojrzeniu i w ramieniu, to znaczy również pozwalać na siebie patrzeć, ponieważ spotykasz ludzi, którzy zastanawiają się, co właściwie robisz w tym miejscu. W ten sposób stajesz się aktorem, ale nie w sensie aktora, który gra. Wiemy, że w tradycji rytualnej aktor jest mistrzem ceremonii, kimś, kto prowadzi rytuał, ale jednocześnie pozwala zaglądać sobie do wnętrza. Najważniejszą dla mnie prawdą jest to, że na scenie jestem na pewno prawdziwszy niż w życiu, w którym zawsze w pewien sposób przywdziewa się maskę; dla mnie tak jest: na scenie jestem jak samuraj, pozwalam zaglądać sobie do wnętrza, nie kontroluję myśli, działam fizycznie. Kiedy biorę do ręki kamerę video, dzieje się tak samo, to jest jak taniec, jak bycie aktorem. Jest to dla mnie niezwykle ważne. Kiedy kręciłem "La paura" (Strach), wszedłem na pogrzeb ciemnoskórego chłopca, który został zabity, bo ukradł herbatniki.

W pewnej chwili wytworzyła się dziwna sytuacja: podchodzi do mnie policjant i pyta: "Co pan robi?". Więc ja na niego patrzę, on na mnie i odpowiadam: "Filmuję to, bo to wstyd, nie ma tu żadnych polityków, nie ma księży, jak to możliwe?". Z filmowania uczyniłem akcję polityczno-teatralną. Istnieje zatem związek z przytomnością umysłu, stanowiącą świadomość aktora, który jest przewodnikiem rytuału, a jednocześnie ma kruchość i siłę. Mawia się, że Steadycam powinna być używana przez wielkiego tancerza, takiego jak Nurejew, ponieważ ważne jest, by tańczyć z kamerą video, staje się to związkiem fizycznym, cielesnym. Tak właśnie działam, wykorzystując wszystkie te elementy.

Podczas tego samego rzymskiego spotkania mówiłem też o Pasolinim i o tym, w jaki sposób korzystał on z nie-aktorów, jak odkrył Ninetta Davolo, czy inne osoby wzięte z ulicy, co ja też robię. Według mnie, sztuka powinna zajmować się związkiem ze śmiercią, a to, jak mi się zdaje, częściej się zdarza w kinie, niż w teatrze. Dzisiaj oglądam o wiele ciekawsze rzeczy w kinie, w teatrze jestem zaskakiwany dużo rzadziej, odnajduję to, co już widziałem. Kino jest bardziej stymulujące, bardziej się dzięki niemu rozwijam, w teatrze rozpoznaję wiele rzeczy już mi znanych.

Oko, które tańczy - rozmowa z Pippo Delbono

starsza lista nowsza