Przy okazji weneckiego sukcesu filmu Jerzego Skolimowskiego Essential Killing, współfinansowanego przez PISF, w mediach odżyła dyskusja na temat wkładu Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej w budowanie tożsamości Polaków, padały nie tylko pytania, ale i formułowane były diagnozy, jakiego rodzaju kino miałoby tę budowę wspomagać, określać. Słowem - jakie powinno być polskie kino, czy i jak powinno odpowiadać na bieżące wydarzenia - społeczne, polityczne. Tadeusz Sobolewski komentuje w GW:
"Mieliśmy kiedyś kino, które wyprzedzało świadomość widza. Uprawiał je Wajda, Munk, Zanussi, Różewicz, Kieślowski, Marczewski, Holland i inni. Od lat nie mamy takiego kina. Wszelkie próby dotknięcia miejsc naprawdę bolesnych, tego, o czym boimy się rozmawiać publicznie, żeby nie "budzić demona", ani nie "urażać uczuć", są powstrzymywane. Przykładem "Kadysz", pasjonujący scenariusz Władysława Pasikowskiego o Polakach i Żydach. Czy temat: Polak wobec Polaka, Polak wobec krzyża też miałby okazać się tabu? (...)
Kiedy ogląda się obrazy happeningu, jaki rozgrywał się u nas latem, i który wciąż nie wygasa, nie sposób ich zlekceważyć. Nie wystarczy powiedzieć: nie patrzmy w tamtą stronę, to nas nie dotyczy. Bo jednak dotyczy. Ludzie z Krakowskiego - po jednej i po drugiej stronie barykady - chcą wyrazić coś, co nie mieści się w racjonalnej debacie publicznej. Coś wstydliwego, co wzajemnie przed sobą tłumimy, zakłamujemy? Czego nie rozumiemy?
(...) Dziś również potrzeba artysty, który zmiesza szyki, wejdzie pomiędzy strony, prowadzące absurdalną walkę. Wydobędzie jej głębszy sens lub jej ten sens nada.
I niech to będzie Bogusław Linda - który w "Przypadku" Kieślowskiego odtwarzał różne warianty życia młodego Polaka z lat 70. Przypadek umieszczał po różnych stronach politycznej barykady, ale zawsze był tym samym, uczciwym człowiekiem, który zawsze przegrywa.
Od urzędnika PISF usłyszałem ostatnio zdanie: czy nasze kino nie jest coś winne ludziom spod krzyża? Pomyślałem: to nie tak! Nie chodzi o to, żeby rzucać ludziom ochłap w postaci kolejnego bogoojczyźnianego, martyrologicznego kiczu. Trzeba wejść pomiędzy walczących "o krzyż" z pytaniem, które zastanowi jedną i drugą stronę, otworzy jakąś nową perspektywę. Pomoże nam wyjść z klinczu i poprowadzi dalej. Niechby taki film powstał. Niech Linda broni krzyża!