Bohater retrospektywy 11. NH - Andrzej Munk doczekał się solidnej monografii. To książka Andrzej Munk (Warszawa 2007) Marka Henrykowskiego. Autor z pasją detektywa śledzi losy Munka, wydobywając elementy tej układanki z archiwów, dokumentów i ze strzępów ludzkiej pamięci, łącząc je tak, by przy dokumentacyjnej okazji tworzyły jeszcze pasjonującą opowieść. Wprawdzie biografia reżysera - choć krótka - nie potrzebuje anegdotycznego ubarwienia, to jednak pod piórem Hendrykowskiego każdy najdrobniejszy fakt i wątek zamienia się w interesującą, często zaskakującą - i co ważne - zwartą historię. Autor nie tylko przypomina kolejne etapy prywatnego i zawodowego życia reżysera (skrupulatnie odnotowane daty, nazwy i nazwiska), ale też wprowadza arcyciekawy kontekst rodzinno-towarzyski, przemycając w przypisach liczne smaczki i ciekawostki. Przypominając te fakty, Marek Hendrykowski stara się odpowiedzieć na pytanie, co ważnego - z dzisiejszego punktu widzenia - po Munku pozostało, co nowego wniósł do polskiej kinematografii, jakie w niej zajmuje miejsce i jakie uniwersalne przemyślenia zawiera jego twórczość.
"Jak wyglądałoby polskie kino z Andrzejem Munkiem w roli głównej - pyta Andrzej Wajda we wstępie książki - i jaką stratą jest jego nieobecność przez następne trudne lata, przez które musieliśmy przejść?"
Marek Hendrykowski nie kryje fascynacji swoim bohaterem. Widzi go pośród najwybitniejszych twórców polskiej sztuki. "To grono - pisze - wyjątkowo elitarne, do którego w wieku XX przynależeli jedynie nieliczni polscy artyści wyróżniający się szczególną niezależnością: Żeromski, Wyspiański, Witkacy, Słonimski, Gombrowicz, Różewicz, Kantor, Mrożek, Dygat, Grotowski, Swinarski i niewielu innych. Klub urodzonych mitoburców".