"Pod pewnym względem przypowieść filmowa Brunona Dumonta jest odwrotnością "Lourdes" Jessiki Hausner. Tam niewierząca doznawała cudu - tu dziewczyna żarliwie wierząca odczuwa nienasycony głód religijny. Chce żyć dla Boga, ale nie może go znaleźć. Kocha Chrystusa zaborczą miłością, ale czuje się przez niego opuszczona.
W pierwszych scenach widzimy ją w przyklasztornym lesie. Marznie, umartwia się. Kromką chleba, którą dostała od zakonnicy, karmi ptaki. Ale nie ma w niej franciszkańskiej radości, tylko wielkie oczekiwanie, wyniszczające pragnienie. Ta dziewczyna wciąż wypatruje Boga - może za wysoko i za daleko, choć na pewno żarliwie i szczerze. Równocześnie, z czego nie zdaje sobie sprawy, w jej kierunku też ktoś patrzy - nieznajomy człowiek. W pewnym momencie poda jej rękę. Ten zbawczy - dosłownie, nie w przenośni - gest odwraca dotychczasową perspektywę.
"Hadewijch" to przypowieść o Europie na manowcach. O świecie, w którym religia usunęła się z życia publicznego, a młodzi ludzie zdani są na indywidualne poszukiwania. Upraszczając, można ująć to tak: puste kościoły - pełne meczety. Chłód wyciszonej, ukrytej religijności Zachodu styka się z żarliwością islamu. To musi wywoływać napięcie. Wśród zeświecczonego życia powstają ośrodki fundamentalizmu, które kuszą i mamią".
Tadeusz Sobolewski: Oddajcie mi mojego Jezusa (Gazeta Wyborcza)
"To zaskakujące kino. Dążenie do świętości ma tu silnie erotyczny podtekst i coś z bluźnierstwa. Reżyser Bruno Dumont pokazuje, że granica między szaleństwem, mistycyzmem a głęboką wiarą jest płynna. A jej niepohamowany głód może doprowadzić do aktu terroru.
To jeden z najciekawszych filmów o paradoksach wiary, jakie pojawiły się ostatnio u nas. W czasach religijnych napięć - lektura obowiązkowa".
Rafał Świątek: Hadewijch (Rzeczpospolita)
"(...) kino Dumonta z każdym kolejnym tytułem coraz bardziej odkleja się od klasycznie opowiedzianych historii, ostro skręcając w kierunku eseju, którego celem jest niepokoić i drażnić. Dumont to brutalista kina, u którego nawet cielesność ma zimny, trupi dotyk. Stosunek seksualny, często eksponowany w całej swej dosłowności, nigdzie indziej nie wygląda tak rozpaczliwie. Ogołocone z ludzkiej obecności pejzaże i opustoszałe bądź zrujnowane kościoły nigdzie indziej nie wydają się aż tak puste. Dumont opowiada bowiem o świecie wypranym z religijności. I o jej mniej lub bardziej uświadomionym głodzie".
Anita Piotrowska: Między zwierzęciem a mistykiem (Tygodnik Powszechny)
"Podejmując takie tematy, łatwo osunąć się w banał i pretensję. Dumontowi udaje się tego uniknąć. Choć "Hadewijch" nie ma ani pojęciowej, strukturalnej i formalnej czystości "Życia Jezusa", ani niepokoju, jaki przenikał jego poprzednie filmy, jednak broni się jako pewna całościowa wizja intelektualna i artystyczna. Duża w tym zasługa aktorów, Dumont od zawsze miał świetne wyczucie obsady, tu wszyscy obsadzeni są doskonale, zwłaszcza Julie Sokolowsky w tytułowej roli. Od Isabelle Huppert - pianistki u Hanekego - w europejskim kinie nie było kobiecej roli zagranej z taką intensywnością i precyzją".
Jakub Majmurek: Hadewijch (Kino)
"Kino Bruno Dumonta ciężko polubić i pewnie dlatego z trudem przebija się ono na polskie ekrany. Gdy w 1999 roku jego "L'humanite" dostało niespodziewanie trzy nagrody na festiwalu w Cannes, przyjęto to z drwiną i oburzeniem. Pamiętam też nerwowy pokaz na Nowych Horyzontach filmu "Twentynine Palms", który ostatecznie wylądował na samym dole rankingu publiczności. O co chodzi? Chyba nie tylko o to, że Dumont opowiada niespiesznie, a na swoich bohaterów patrzy chłodno, wręcz z okrucieństwem - jak na zwierzątka szamoczące się w klatkach. Szeroka publiczność odrzuca jego filmy, bo nie dają one żadnej przyjemności, za to wprawiają w wewnętrzny dygot. Na własnej skórze czujemy napięcie, które targa bohaterami, jak również agresję przyczajoną w świecie wokół nich. Bardzo długo, do samego końca filmu nie znajduje ona ujścia. Dumont (z sadystyczną przyjemnością?) odwleka moment eksplozji, bawi się lękiem swoich postaci i naszym dyskomfortem. Tak to przynajmniej wygląda na pierwszy rzut oka".