Apel Jakuba Majmurka (Krytyka Polityczna) do nowego dyrektora artystycznego FPFF w Gdyni Janusza Wróblewskiego, by festiwal otworzyć na: publiczność, świat, dyskusję, krytykę i inne pola sztuki. Wzorem dla Gdyni - MFF Nowe Horyzonty.
"Wszystkie te spory o polskie kino, toczone przy okazji festiwalu rzadko przebijają się do szerszej debaty publicznej. Gdynia jest dziś w Polsce najbardziej środowiskowym festiwalem, w najmniejszym stopniu otwartym na szeroką publiczność i inne dziedziny praktyki artystycznej (o teorii nie wspominając), słabo obudowanym towarzyszącymi wydarzeniami czy publikacjami. Wydaje się, że Gdynia jest wyłącznie okazją do zjazdu, autoprezentacji i autopromocji środowiska. Być może dlatego Gdynia zawsze kojarzyła mi się ze zjazdami PZPN - na obu imprezach pełno jest mężczyzn w wieku zaawansowanym średnim, wspominających swoją wielkość z epoki środkowego Gierka.
Wszystko to czyni FPFF dość anachroniczną instytucją. Widać to wyraźnie, gdy porówna się Gdynię z innymi festiwalami - takimi jak Nowe Horyzonty, czy Planet Doc Review. Są to imprezy w zasadzie wolne od celebry i pretensji do "gwiazdorstwa", przyjmujące "postdyscyplinarne" podejście do sztuki filmowej (konfrontowanej z dyskursem, sztukami wizualnymi itp.), pełniące również funkcję edukacyjną (warsztaty, dyskusje, towarzyszące publikacje, retrospektywy na nowo ustanawiające recepcję pewnych nazwisk i zjawisk z historii kina). A co najważniejsze są one otwarte na szerszą publiczność, tworzą w miarę egalitarną przestrzeń, w której widzowie mogą do pewnego stopnia czuć się współgospodarzami festiwalu.
Przy okazji ubiegłorocznych, jubileuszowych Nowych Horyzontów ukazał się specjalny numer "Ha!-Artu" zatytułowany Generacja NH. Wypowiadało się w nim pokolenie krytyków, od początku - jeszcze jako bardzo młodzi ludzie - towarzyszących festiwalowi Romana Gutka. Autorzy numeru wychowali się na prezentowanych przez niego filmach, kształtując swój filmowy smak w oparciu o, lub w kontrze do takiego kina, jakie od zawsze kojarzone było z festiwalem. Innymi słowy, NH (i podobnie skonstruowane festiwale) miało dla wielu kinofilów i kinofilek, ludzi piszących o filmie (niekoniecznie krytyczek czy filmoznawców z dyplomem) formacyjny, pokoleniowy, czy - mówiąc najostrożniej - głęboko inspirujący wymiar. Nie znam nikogo, dla kogo Gdynia (czy więcej niż jeden, dwa z pokazywanych tam filmów) byłaby w podobny sposób inspirująca, jeśli już to wyłącznie jako negatywny punkt odniesienia".
Jakub Majmurek: Po co nam Gdynia? (Krytyka Polityczna, 4.02.2010)