Selekcjonerzy z festiwali

nowsza » lista
13 lutego 2011
Jakub Królikowski: Rotterdam dzień po dniu
Year Without a Summer, reż. Tan Chui Mui

Gościnnie o 40. MFF w Rotterdamie pisze dyrektor Festiwalu Filmowego Pięć Smaków - Jakub Królikowski.

Festiwal w Rotterdamie to potężna machina. Programerzy z całego świata, masa gości, twórczy klimat bez zadęcia. Bardzo dobra publiczność, wyrobiona i poszukująca, choć oczywiście i tu zdarzają się świecące komórki czy pojękiwania niezrozumienia.

Na dobry początek obejrzałem set tajskich krótkometrażówek, prezentowany przez naszą ulubioną reżyserkę z Azji - Anochę Suwichakornpong. Szkoda, że tylko jedna zrobiła na mnie silne wrażenie - Cherie Is Korean-Thai Nawapola Thamrongrattanarit. Reżyser w ciekawy sposób ilustruje rozwarstwienie społeczne - zderza życie ubogich dziewczyn z prowincji z miejską egzystencją popularnej aktorki serialowej. Tymczasem Koreańczycy pokazali w swoich trzech filmach, chyba przez przypadek wybierając ten sam temat, jak robią filmy. Każdy w zupełnie inny sposób. Brat Park Chan-wooka - Park Chan-Kyong wynalazł przy tym nowy gatunek filmowy - fabularyzowany dokument z elementami fantasy. W Anyang, Paradise City w zachwycający sposób opowiedział o miasteczku Anyong, zupełnie przeciętnym, z typowymi dla mieściny dramatami, plotkami, bohaterami. W Oki's movie Hong Sang-Soo interesująco splótł kilka wątków z życia środowiska szkoły filmowej, z ciekawym, oryginalnym poczuciem humoru i nutką abstrakcji. Będę śledził jego twórczość, ma fajny styl.

Filmem Reign of Assaasin Su Chao-pin z Tajwanu we współpracy z Johnem Woo otworzył cykl "Water Tiger Inn", przestawiający nurt wuxia w kinie gatunkowym Azji. Sprawny film, ładne to wszystko było, te walki i w ogóle, nawet się nie nudziłem, ale pewnie pojutrze o wszystkim zapomnę. Będąc w Rotterdamie - nawet jutro.

Reign of Assaasin reż. Su Chao-pin, John Woo

...

Tan Chui Mui z Malezji, laureatka tutejszego Tygrysa w 2007 roku w swoim drugim pełnometrażowym filmie zabrała widzów w niespieszną podróż do krainy swojego dzieciństwa, do rodzinnej, malajskiej wsi. Year Without a Summer to intymne, magiczne dzieło, absolutnie mnie zaczarowało, a także przywołało wspomnienia z nocy na łąkach pod bezchmurnym niebem.

Mistrz Takashi Miike w 13 Assassins zafundował widzom rzeź samurajów, jakiej jeszcze świat nie widział! W tym roku w Rotterdamie są TYLKO dwa jego filmy. Rekordowy był zdaje się rok 2001, kiedy w programie były cztery jego dzieła (wyprodukowane w ciągu roku), w tym kultowy Ichi the Killer. To niebywałe, że w takim tempie reżyser wciąż tworzy takie perły, że się nie powtarza, że wciąż szuka i otwiera nowe drzwi. 13 Assassins to nie tylko znakomite kino gatunku, to także pomysłowa forma, interesująco budowana dramaturgia, mistrzowskie piętrzenie napięcia.

Bleak Night Koreańczyka Yoon Sung-Hyuna to jak dotąd najlepszy film festiwalu. Bardzo młody reżyser (rocznik'82) stworzył zaskakująco dojrzałą analizę samobójstwa. Szeroko, precyzyjnie przedstawił tragiczną drogę i motywy dramatycznego wyboru chłopca, ucznia szkoły średniej. Świetnie zagrali to równie młodzi aktorzy, znakomicie wszystko sfotografował równie młody operator Byun Bong-Sun. Film wygrał już New Currents Award w Pusan i tu także moim zdaniem ma szanse na zwycięstwo w konkursie.

Bleak Night reż. Yoon Sung-Hyun

Tymczasem Aleksiej Bałabanow w Palaczu, jak zwykle wszystkich powybijał (no, prawie wszystkich). W Rosji nie ma dobrych ludzi. Ci, którzy zostali i tak staną się źli, bo ci pierwsi wszelkie dobro z głowy im wybiją. Tak, to prawda, już o tym opowiadał, właściwie zawsze to powtarza, ale wciąż robi wrażenie, poraża.

Vladimir Todorovic, Serb, który tworzył w Europie i Stanach ostre, dynamiczne filmy eksperymentalne, wyjechał do Singapuru. Inspirowany Elegią podróży Sokurova, zrobil film - można powiedzieć - czysto azjatycki. Jakby miejsce jego urodzenia było jakąś głupią pomyłką natury i po latach poszukiwań wrócił w swoje strony. W Water hands odrobinę drażni tekst, ale to wciąż kawał dobrego kina - czyli mega-snuj, tak lubię najbardziej. Jak się okazało, Vladimir to dobry kumpel naszego ulubionego reżysera z Singapuru - Ho Tzu Nyena, z którym nawet studiował i z którym łączą go inspiracje.

...

Ujęła mnie historia bohatera The Journals of Musan Park Jung-Buma, granego zresztą świetnie przez reżysera. Introwertyczny uchodźca z Korei Północnej z traumatycznym bagażem doświadczeń na plecach, próbuje odnaleźć się w rzeczywistości Seulu i uczy się korzystać z nowych możliwości. Wzruszający film, brawurowo wyreżyserowany.

Żeby nie przedawkować azjatyckiego kina, zrelaksowałem się dziś nowym filmem Jana Svankmajera - Surviving Life. Film nie dorównuje wcześniejszym dziełom tego czeskiego surrealisty, ale też chyba nie ma takich ambicji. Nadal pełno tu abstrakcyjnych pomysłów i dobrego humoru, ale ich intensywność ustąpiła potrzebie poruszenia głębszego, poważnego tematu - rozliczenia dojrzałego mężczyzny z odległą przeszłością, która nagle powróciła w snach.

...

Nowy Kitano (Outrage) niestety rozczarowuje. Film o yakuzie, zawiła piramida zdarzeń, trochę smaczków jest, ale wszystko jakieś takie mdłe, bez pazura.

Ishii Yuya to bardzo produktywny reżyser, który zajmuje się ciekawym gatunkiem w kinie japońskim - filmów z totalnie dziwnym i abstrakcyjnym poczuciem humoru. W Rotterdamie można zobaczyć zestaw powalających krótkometrażówek tego wariata.

...

Khavn De La Cruz z Filipin zrobił ponad 30 filmów pełnometrażowych, a dziś natknąłem się na niego po raz pierwszy. I dałem się zaskoczyć! Kommander Kulas: The One and Only Concert of the Amazing Kommander Kulas and His Poor Carabao in the Long and Unwinding Road of Kamias to miłosny poemat, ilustrowany długą drogą tytułowego Kulasa (cudownie brzmi to po polsku) na jego bawole, ujęciami ekscentrycznych postaci i klasyczną filipińską muzyką. Hipnoza! Zachodziłem w głowę jak duch Jodorovskyego dotarł w te ubogie, dalekie strony. Kilka dni temu z dokumentu Marka Hartleya (tego od Not Quite Hollywood) pt. Machete Maidens Unleashed! można było się dowiedzieć, że na Filipiny dotarli Amerykanie i rozwijali przez wiele lat produkcję filmów wojennych i erotycznych horrorów, kuszeni bardzo niskimi kosztami. Coppola kręcił Czas Apokalipsy. Ale skąd tam, wśród pół ryżowych i bambusów, wziął się surrealizm?

Kommander Kulas: The One and Only Concert of the Amazing Kommander Kulas and His Poor Carabao in the Long and Unwinding Road of Kamias reż. Khavn De La Cruz

Nakadai Tatsuya, wybitny japoński aktor znany choćby z filmów Kurosawy, powrócił świetną rolą zgorzkniałego starca w nowym filmie Kobayashi Masahiro. Haru's Journey to kawał solidnego kina, sprawnie zrealizowanego na każdej płaszczyźnie, co prawda bez zaskoczeń, ale z poruszającą historią.

Młodzi twórcy z Indonezji, a było ich chyba z 15, osobiście zapowiedzieli nowelowy film Belkibolang. W dziewięciu etiudach opowiedzieli o dusznej Jakarcie nocą. Niestety, powiało chłodem.

...

Dziś znowu odkrycie z Filipin! I to podwójne!

Niezwykle płodny młody reżyser Adolfo Borinaga Alix Jr. zrobił w ostatnich czterech latach kilkanaście filmów. W Rotterdamie prezentowane były dwa z 2010 roku: Chassis i Presa. Ten pierwszy - genialny, drugi - nieco słabszy. W Chassis czarno-białymi, realistycznymi zdjęciami Adolfo opisuje mikroświat portowego parkingu dla tirów, na którym mieszkają bezdomne kobiety, najczęściej żony kierowców, wiecznie czekające na powrót mężów. Filipiny to kraj, w którym filmowcy tego typu tematy mogą czerpać garściami. Adolfo robi to niezwykle sprawnie. Na pierwszy plan wysuwa młodą matkę, już trzy lata koczującą na parkingu ze swoją kilkuletnią córką. Opowiada jej dramat z peszącą lekkością i bezpośredniością, tak, jakby opowiadał typową dla filipińskiego kina popularnego historię rodzinną. Naturalizm jednak sprawia, że momentami ma się wrażenie oglądania filmu dokumentalnego. Historia Nory kończy się tragicznie, a drugi film - Presa - może być właściwie jego kontynuacją. Rozgrywa się w kobiecym więzieniu i jedną z głównych ról gra w nim ta sama aktorka, która grała Norę, świetnie zresztą.

Sposób realizacji i opowiadanie historii w Chassis przypomina mi trochę kino braci Dardenne, szczególnie Milczenie Lorny, gdzie również wilczy instynkt matki staje się głównym bohaterem filmu.

...

O Eternity Sivaroja Kongsakula długo myślalem. Z początku przyjąłem go dość chłodno. Z czasem nabierał w mojej pamięci coraz lepszych kształtow. Ten film to czysta medytacja, kontemplacyjny seans. Tajska wieś, cykady, rzeka, szum wody, piękne pejzaże. Duch zmarłego niedawno młodego chłopaka i dziewczyna, która waha się, czy wrócić do głośnego Bangkoku, czy zostać na wsi, spędzają romantyczny weekend (?). Atmosfera filmu to jak moment zawieszenia w środku pędzącego pociągu, chwila ucieczki od intensywnego życia, czas refleksji nad rzeczywistością.

Czegoś mi jednak brakowalo, nie udało mi sie wejść w ten świat do końca. Czasami przeszkadzał mi patos, czasem trochę sztuczna gra aktorów. Chciałbym jednak do niego wrócić, niewątpliwie to bardzo ważny film.

Warto wspomnieć, że film wyprodukował Soros Sukhum, który pracował także nad Mundane History oraz Aditya Assarat, znany choćby z Wonderful Town, tajski reżyser. Wszyscy współpracują także z Apichatpongiem Weerasethakulem i tworzą paczkę przyjaciół, która zdobywa najważniejsze nagrody filmowe na świecie. Niezła paczka, co?

...

Wspaniały festiwal dobiegł końca.

Na koniec, żeby nie eksplodować od azjatyckich wynalazków, delektowałem się zwariowanym kinem F.J. Ossanga, którego retrospektywę w Rotterdamie przygotowano. Odpuściłem jego najnowszy film Dharma Guns, o którym się dużo tu mówi, licząc, że pojawi się na jakimś festiwalu w Polsce. W ramach przygotowań wchłonąłem jego wcześniejsze filmy: Treasure of the Bitch Islands i Dr Chance. Jest to kino jedyne w swoim rodzaju. Trudno stosować jakieś logiczne reguły do wyjaśnienia przebiegu akcji. To, co hipnotyzuje, to atmosfera. To klimat poezji Bukowskiego albo Ginsberga. To istne szaleństwo, w obu filmach, narkotyczna wizja, surrealistyczna podróż. Do tego genialna muzyka zespołu Messageros Killers Boys, którego zresztą reżyser jest liderem i wokalistą. Czekam teraz z niecierpliwością na Dharma Guns.

Dharma Guns reż. F.J. Ossang

Klika słów podsumowania odnośnie atmosfery: Rotterdam to festiwal bez gwiazd, czerwonych dywanów, miejsc tylko dla VIP itp. Atmosfera jest bardzo swobodna i towarzyska. Pomimo ogromnej ilości widzów z całego świata i tak zdecydowaną większość publiczności stanowią Holendrzy - myślę, że ok. 85%, jeśli nie więcej. W porównaniu np. z Nowymi Horyzontami średnia wieku jest tu jednak znacznie wyższa. Czasem, nawet na radykalnych filmach, można spotkać staruszków, którzy próbują w skupieniu obejrzeć film. Oczywiście, często nie dają rady. Ale trzeba przyznać, że najtrudniejsze filmy oglądało się tu bardzo dobrze. Jedyna rzecz, która jest irytująca, to wpuszczanie na salę spóźnialskich po rozpoczęciu seansu - organizatorzy pozwalają na dowolne spóźnienie i każdy, kto ma bilet lub rezerwację, może wejść na salę w każdym momencie. Domyślam się, że jest to jeden z elementów, który ma tworzyć wyluzowaną atmosferę, ja wolę jednak obejrzeć film w spokoju od samego początku, bez przeciskających się po ciemku do wolnych miejsc widzów.

A festiwal wygrywają:

The Journals of Musan, reż. Park Jung-Bum (Korea Płd.)

Finisterrae, reż. Sergio Caballero (Hiszpaia, 2010)

Eternity, reż. Sivaroj Kongsakul (Tajlandia, 2010, supported by the Hubert Bals Fund).

Nagroda Return of the Tiger - Oki's Movie, reż. Hong Sang-Soo (Korea Płd.) i Club Zeus, reż. David Verbeek (Holandia/Chiny).

 

Jakub Królikowski

 

Co o tym sądzisz? Wypowiedz się na Forum NH! >

nowsza » lista
Varia
Klub Krytyków Forum NHCiekawostki z przestrzeni NHXX Konkurs o Nagrodę im. Krzysztofa Mętraka
do góry
pełna wersja strony