Selekcjonerzy z festiwali

nowsza » lista
21 lutego 2011
Jan Topolski: Zakola i zatoki z wypiekami na twarzy
Tape reż. Li Ning

Jak już wspominałem, NH blisko do Rotterdamu, nie tylko z powodu ogólnego profilu, braku zadęcia i żywej publiczności, ale także dziesiątków dziwnych filmów, które nie miałyby szans nigdzie indziej. Dlatego jeśli już nie możecie doczekać się zakręconych fabuł, esejów/dokumentów/instalacji nie do zaszufladkowania, audiowizualnych poematów i wszystkich tych innych osobliwości, dla Was zwłaszcza te migawki.

Wszystkich nas obecnych na festiwalu zachwycił AUN Edgara Honetschlägera o znaczącym podtytule The Beginning and End of all Things. To filozoficzny traktat, łączący wątki antropologii Lévi-Straussa i religii szintoizmu przeciwko sztucznemu podziałowi na człowieka i naturę. Symboliczne postaci, zwolnione tempo i niebanalne animacje składają się na bardziej może dzieło nowych mediów niż film, ale wyjątkowo atrakcyjne w oglądaniu.

Granice między fabułą, dokumentem a psychodramą przekracza natomiast swobodnie Mauro Andrizzi w En El futuro, pokazywanym już wcześniej w Wenecji. Reżyser dowcipnie zapowiedział film, żebyśmy go nie oceniali po pierwszych 15 minutach, bo faktycznie przez cały czas dziewięć par się całuje. A potem opowiada swoje historie. Tylko tyle, ale dowcipnie, sentymentalnie, fetyszystycznie, staro i młodo, homo i hetero.

Podobnie wszechstronnie chciał podejść Steve Sanguedolce w Blinding, podobnym paradokumencie poświęconym ślepocie i ślepnięciu. Z dziesięciu historii opowiedzianych mu przez ludzi wybrał trzy: pisarza odnajdującego na nowo swoją żonę; pilota po traumatycznych wojennych przeżyciach; policjantki-lesbijki, zaangażowanej w obronę mniejszości. Ich monologom towarzyszy hipnotyczna muzyka i cyfrowo uszkodzone zdjęcia, jednak całość nie ma aż takiej mocy jak poprzednie eksperymenty.

W tym roku w ramach sekcji Nowe horyzonty języka filmowego, prowadzonej przez Grzegorza Kurka i niżej podpisanego, tematem będzie jak zwykle szeroko potraktowana kwestia scenografii, inscenizacji, designu w kinie. Też pod tym kątem szukałem i grzebałem w rotterdamskim rogu obfitości. Zawiodły niestety zupełnie amatorskie krótkie metraże w sekcji Out of Fashion, poświęconej przecięciu świata filmu i mody.

Do dziś nie wiem, co myśleć o niskobudżetowym, lecz niewątpliwie pomysłowym The Baron Edgara Pery. To powrót po latach do gotyckiej powieści, której filmową adaptację przerwał portugalski reżim w czasie drugiej wojny światowej. Inspektor szkolny trafia do opuszczonej mieściny, którą rządzi tytułowy, wampiryczny baron na spółkę z nauczycielką-kochanką-służącą. Wszystko rozgrywa się w obcesowo sztucznych, ekspresjonistycznych dekorach i rozmywa w wielokrotnych ekspozycjach i powtórzeniach, które czasem zahaczają o manieryzm.

Żadnego fałszywego tonu nie słychać i widać było natomiast w Gravity Was Everywhere Back Then Brenta Greena, cudownym małym odkryciu Rotterdamu, które znów wprawiło w zachwyt całą ekipę. Romantyczna historia wynalazcy, konstruującego osobliwy dom-sanatorium dla chorej żony, została tu ujęta w ujmującą formę lo-fi: filmowana przez przybrudzone szkiełko, w specjalnie zbudowanych dekoracjach, z animacją poklatkową, modelami i wszechobecnym elektrycznym światłem.

Wszystkie opisane wyżej filmy/eseje/dokumenty i tak zaliczają się do głównego nurtu w porównaniu z takimi zakolami i zatokami jak Studies for the Decay of the West Klausa Wybornego, Tape Li Ninga czy Quality Control Kevina Jerome'a Eversona. Puszczane niezmiennie w najmniejszej, studyjnej salce 7 Cineramy powodowały wyjście mniej więcej połowy widzów, chrapanie jednej czwartej i wypieki na twarzy jednej dziesiątej.

Pierwszy z tych filmów to autorska wizja ścisłej synchronizacji kameralnej muzyki - skomponowanej przez reżysera - i kilku tysięcy ujęć pejzażowo-miejskich, wirażowanych na czerwono i niebiesko. Frapująca próba w duchu awangardy lat 20. wprowadza w swoisty trans albo irytuje łatwymi rozwiązaniami; na pewno nie da się obok niej przejść obojętnie, tym bardziej że Wyborny należy do szeroko rozpoznanych twórców sztuki współczesnej.

Podobnie Li Ning, którego sława performera-tancerza wykroczyła poza rodzinne Chiny. Blisko trzygodzinna Taśma, zgodnie z tautologicznym tytułem, stanowi surowy autodokument wydarzeń z życia i akcji artystycznych. Te ostatnie dają do myślenia, zwłaszcza spazmatyczną choreografią i umiejscowieniem w dziko rozrastających się miastach, lecz pierwsze rażą pretensjonalnością. Cały film zaś pozostaje całkowicie amatorski, niezmontowany i nieobrobiony, co na przestrzeni 170 minut wystawia cierpliwość na ciężką próbę.

Można ją ukoić, wchodząc w świat jakby nie z naszych czasów - afroamerykańskich praczy i praczek roku 2010 w Alabamie w Kontroli jakości. Monotonny rytm pracy, wyznaczany przez kolejne koszule do selekcji, wrzucenia i wyjęcia do pralki, wyprasowania i powieszenia, wprawił mnie w swoisty stan nirwany. A przecież mimo braku komentarza i jakichkolwiek danych, to film przerażający w ukazaniu współczesnego rasizmu i warunków pracy jakby zupełnie mimo i obok rewolucji industrialnej.

Cdn.

Jan Topolski

nowsza » lista
Varia
Klub Krytyków Forum NHCiekawostki z przestrzeni NHXX Konkurs o Nagrodę im. Krzysztofa Mętraka
do góry
pełna wersja strony