Ciekawostki z przestrzeni NH

« starsza nowsza » lista
11 stycznia 2012
Trauma samotności Urszuli Antoniak w polskiej prasie
Code Blue reż. Urszula Antoniak

Code Blue oceniony pięcioma gwiazdkami przez "Politykę":

"Drugi film holenderskiej reżyserki polskiego pochodzenia Urszuli Antoniak, którego premiera odbyta się na festiwalu w Cannes, potwierdza jej wyjątkową wrażliwość oraz rosnącą pozycję w europejskim kinie. Mimo pozornych podobieństw tematycznych (opowieść o samotności, ucieczce od świata, zamknięciu) wizualnie Code Blue prawie w ogóle nie przypomina jej utrzymanego w paradokumentalnej konwencji debiutanckiego dramatu Nic osobistego. Wątła akcja ogranicza się do wystylizowanego opisu kilku dni 40-letniej pielęgniarki miotającej się między rozpaczliwie tłumionym pożądaniem, niemożnością nawiązania kontaktu, z kimkolwiek a pragnieniem ulżenia w cierpieniu umierającym pacjentom hospicjum. Także i ten film rozgrywa się w ciszy. Bohaterkę (Bien de Moore) łączy jednak ze światem zupełnie inna relacja. Otaczają sieć sterylnych szpitalnych korytarzy, pustych ścian nowoczesnych mieszkań, wycofanych nieszczęśliwych ludzi, agresywnie odreagowujących swoje niespełnienie. Co w porównaniu z obojętnym wiejskim krajobrazem północnej Irlandii w Nic osobistego robi wrażenie piekła.

Duszny, przygnębiający klimat Code Blue zaraża chyba jeszcze większym pesymizmem niż Pianistka. A okrucieństwo w połączeniu ze straszliwą odhumanizowaną przestrzenią przywodzi na myśl nihilistyczne wizje Ulricha Seidla. Nie brzmi to jak najlepsza rekomendacja, lecz teatralny, wstrząsający film Antoniak powstał z myślą o bardzo ambitnych widzach, nieszukających w kinie beztroskiej ucieczki od egzystencjalnych problemów."

Janusz Wróblewski, "Polityka" (11.01.2012)

W najnowszym numerze "Przekroju" (9.01.2012) reżyserka filmu, Urszula Antoniak opowiada o jego dramatycznej inspiracji:

- Code Blue miał bardzo prostą genezę. Mój mąż [Jacek Lenartowicz, współzałożyciel zespołu Tilt - przyp. red.] umierał na moich oczach przez pół roku. Byłam przy nim, przy tym jego odchodzeniu cały czas i zrozumiałam, że doświadczyliśmy największej intymności, jaka była nam dana. Marian to postać, która doświadcza tylko takiej bliskości: największej i ostatecznej. Dla niej seks, miłość i przyjaźń nie mają znaczenia. Potem pomyślałam, że bohaterka może być też metaforą śmierci. Krąży między nami, ale jest właściwie niewidzialna. Dobrze wiedzieć, że jest wśród nas.

- W twoim życiu też zjawiła się nieoczekiwanie?

- Mój 41-letni mąż nagle przewrócił się na ulicy. Dwa dni później usłyszeliśmy diagnozę - rak mózgu. Adopiero wróciliśmy zwakacji... Wtargnięcie śmierci w życie było brutalne, nieoczekiwane. Jacek chorował, choć nie wiedzieliśmy jeszcze o tym. Horror raka polega na tym, że odbiera człowieczeństwo umierania. Nie ma takiego wspaniałego, ludzkiego momentu pożegnania się z życiem. Ginie się codziennie. Po kawałku. To jest śmierć, która sprowadza się do cielesności, utraty wagi, ekskrementów, zapachów, nie ma w tym dumy i godności. Nigdy nie chciałabym się z tym konfrontować. Z drugiej strony, gdy mówię o dumie, od razu myślę o tym, że mój mąż bardzo świadomie walczył z chorobą, choć w Holandii można się z tej walki wycofać. Na początku myślał o eutanazji, ale zmienił zdanie, nie poddawał się. Zobaczyłam w nim wtedy zupełnie nowego człowieka. I zakochałam się w nim ponownie. Dlatego mam wrażenie, że straciłam go dwa razy. Wyobrażam sobie, że w takiej sytuacji można chcieć, żeby pojawiła się Marian, która zakończy cierpienie umierającego pacjenta. Umieranie nas przerasta, nie można mówić o kontroli, zachowaniu spokojnego umysłu albo godności. Gdy słyszę, jak ktoś mówi, że eutanazja nie powinna być dopuszczona, myślę sobie: "Co ty człowieku możesz wiedzieć? Nie zdajesz sobie sprawy, o czym mówisz". Ale wybór powinien zawsze być pozostawiony pacjentowi.

- Największa tajemnica naszego życia to to, jak się zachowamy w obliczu śmierci. Jak ty zachowałaś się w obliczu śmierci Jacka?

- Żyłam z mężem 12 lat. Codziennie budziłam się z uczuciem głębokiej wdzięczności, że on cały czas jest ze mną. To było niesamowicie duchowe. Ale afirmację życia przeszłam dopiero po jego śmierci. Nigdy nie czułam się tak bardzo zwrócona w jego stronę. Zyskałam ogromną świadomość swojego ciała, istnienia. Przestałam palić papierosy, ale nie ze strachu. Wszystko stało się bardziej zmysłowe, wyraźniej niż kiedyś czułam zapachy. Nawet pierwsze zakochanie nie daje takiej intensywności. Miłość to abstrakcja, wytrąca z życia i izoluje. Śmierć sprowadziła mnie na ziemię. Śmierć jest tematem tabu, ale z drugiej strony cała kultura, w tym filmy, stara się ją oswoić.

W najnowszym magazynie "Wprost" (9.01.2012) polecamy tekst Małgorzaty Sadowskiej Z brzucha, w którym m.in. opisuje przyszłe filmowe plany reżyserki:

"Pracuje nad kilkoma nowymi projektami, do jednego z nich przyczyniła się książka Jeana Baudrillarda O uwodzeniu, to będzie historia kobiety, która postanawia uwieść muzułmankę z tradycyjnej, religijnej rodziny. Została zaproszona na Cinemart, targi podczas najbliższego festiwalu w Rotterdamie, gdzie będzie szukać pieniędzy na film. Pracuje też nad Towarzyszem Jezusem - to już polska historia, rzecz o katolicyzmie i marksizmie, dwóch ideach, które są dla współczesnych Polaków fundamentalne. Tytułową rolę zagra Andrzej Chyra."

« starsza nowsza » lista
Varia
Klub Krytyków Forum NHCiekawostki z przestrzeni NHXX Konkurs o Nagrodę im. Krzysztofa Mętraka
do góry
pełna wersja strony