Jakub Królikowski, dyrektor zaprzyjaźnionego z Nowymi Horyzontami Festiwalu Filmowego „Pięć Smaków”, specjalizującego się w prezentacji kina azjatyckiego, na facebook'owym profilu opisuje swoje wrażenia z trwającego do 5 lutego 41. MFF w Rotterdamie. Polecamy!
„Organizatorzy podkreślają, że to pierwszy film 3D w konkursie festiwalu [A Fish w 3D w reżyserii Park Hong-Nima]. I to właściwie wszystko, co można powiedzieć o technice, bo jej użycie moim zdaniem w żaden sposób nie wpływa na wymowę filmu (no może poza tym, że podczas jego oglądania okulary uwierają w nos). Chociaż nie - jest jeszcze jedna ciekawostka - scenariusz filmu bardzo kojarzy się z Nocnym połowem Parka Chan-wooka (krótki metraż nagrodzony w Berlinie w 2011 roku, pokazywany na „Pięciu Smakach”), również porusza temat szamanizmu, ilustruje ceremonię przyjmowania ducha tragicznie zmarłej osoby przez ludzkie ciało szamanki.”
Rotterdam 2012 - Korea w 3D na dobry początek
„Zaskoczył mnie za to debiut asystenta Hong Sang-soo, prezentowany w konkursie głównym - Romance Joe w reżyserii Lee Kwang-kuka. Oczywiście czuć w nim ducha Mistrza, choćby w przelewających się przez kadry litrach koreańskiego likieru. Scenariusz, podobnie jak w starszych filmach Hong Sang-soo, jest tu precyzyjny. Bohaterowie opowiadają historię, której bohaterowie opowiadają kolejną historię, a bohaterowie tej - jeszcze jedną. Daje to efekt intrygującej układanki, którą wieńczy błyskotliwe, spajające zakończenie. Całość jest świetnie zagrana, szczególną uwagę zwracają nastoletni aktorzy, grający bohaterów jednego z romantycznych wątków. Bardzo sympatyczny i kojący akcent w konkursie i kolejny wyraz kondycji koreańskiego kina.”
Rotterdam 2012 - Duch i ręka Hong Sang-soo
„Fajny japoński film prezentowany jest w konkursie głównym - Tokyo Playboy Club Okuda Yosuke. To czarna komedia, z elementami kryminału, z błyskotliwymi zwrotami akcji, niespiesznym, ale drążącym tempem i pogłębionymi psychologicznie postaciami. To dotąd najlepszy film konkursowy jaki widziałem.”
"Swoją moc pokazał na festiwalu Lav Diaz, reżyser już legendarny, który uprawia swój własny gatunek. Jego filmy rzadko trwają krócej niż 6 godzin. W Polsce można było zobaczyć parę lat temu Melancholię. W programie Rotterdamu są dwa jego filmy: Florentina Hubaldo, CTE oraz Century of Birthing. Ten pierwszy jest zresztą remakiem dzieła, które zrealizował 2 trzy 3 lata temu, ale nie był z niego zadowolony.
Zmierzyłem się z krótszym, 6-cio godzinnym Century of Birthing. Nie było to jednak wcale tak wymagające wyzwanie. To bardzo ciekawy film. Przeplatają się w nim dwa wątki - filmowca-pasjonaty, pracującego nad nowym filmem oraz dziewczyny, która trafia do tajemniczej sekty. Trudno powiedzieć czy można było te historie opowiedzieć w krótszym czasie - bo to nie opowiadanie historii jest tak naprawdę celem. Ten film po prostu płynie, pochłania, oczywiście przy odrobinie zaangażowania ze strony widza. Fascynująca jest wolność, lekkość, z jaką działa twórca. Ignoruje wszelkie definicje filmu i robi kino tak jak czuje, tak jak chce. Jest w tym przekonująco prawdziwy i swobodny, ta pewność siebie bije z kadrów. Zastanawiam się, jak Roman Gutek, z którym rozmawiałem tu chwilę o kinie Diaza: może właśnie takie filmy powinno się robić? Może właśnie to jest najczystsze kino?"
Rotterdam 2012 - Filipiny i perełka z Tajlandii
"Liczyłem, że Egg and Stone Huang Ji będzie dziełem na miarę Sun Spots Henga Janga (pokazywanego na Pięciu Smakach w 2010 r)., jak zapowiadał katalogowy opis i zasłyszane porównania. Chińska wieś w górach, niespieszne tempo, trudna, niespełniona relacja kobiety i mężczyzny, rodzinna psychodrama. Niestety, w odróżnieniu od magicznego obrazu Janga, tu te elementy nie zagrały akordu. Piękne, co prawda, obrazy nie czarują, choć przyjemnie się je ogląda. Powolna narracja wycisza, ale nie wciąga."
Rotterdam 2012 - niezależne Chiny na koniec