Łukasz Jakubowski: Został Pan uhonorowany najważniejszą dla młodych krytyków Nagrodą im. Krzysztofa Mętraka. Co dalej?
Radosław Osiński: Najpierw muszę się uporać z doktoratem. Jako krytyk filmowy chciałbym się oczywiście rozwijać. Wierzę, że mnóstwo inspiracji i motywacji do tego dostarczą mi uczniowie i studenci z prowadzonych przeze mnie zajęć z dziennikarstwa filmowego. Zamierzam też zająć się reportażem.
Tworzy Pan również filmy.
– To amatorskie realizacje, głównie dokumentalne portrety i reklamówki, w większości robione na konkursy. Częściej jednak piszę krótkie scenariusze. Myślę też o napisaniu scenariusza do pełnometrażowej fabuły.
Dzięki internetowi krytykiem może być teraz każdy. Co powinien zrobić autor wartościowych tekstów, aby się przebić?
– Doskonalić warsztat i zbierać doświadczenia. Wierzę, że błyskotliwe pióra zawsze prędzej czy później zostaną zauważone przez opiniotwórcze redakcje. Zachęcam też do udziału w konkursach dla krytyków.
Coraz częściej rzut oka na liczbę punktów czy wypowiedź na forum decydują o wyborze seansu. Czy zawód krytyka filmowego będzie powoli zanikać?
– Wydaje mi się, że między innymi za sprawą internetu profesjonalnych krytyków filmowych przybywa, a ich teksty cieszą się zainteresowaniem nieporównanie większym niż w publikacjach na papierze. Punktowe oceny i dyskusje na forach to ożywcze wzbogacenie formuły krytyki filmowej.
W ogrodzie przed Pana domem stoją naturalnej wielkości rzeźby, przedstawiające Zbigniewa Cybulskiego i Charliego Chaplina. W tym roku do tego zacnego grona dołączy Alfred Hitchcock. Kto będzie następny?
– Jeszcze nie podjąłem decyzji, ale będzie to jakaś żeńska gwiazda kina, ewentualnie rekin ze „Szczęk”, symbolizowany przez wielką trójkątną płetwę.
Rozmawiał Łukasz Jakubowski