Gazeta Festiwalowa "Na horyzoncie", nr 10

« starsza nowsza » lista
26 lipca 2013
O co chodzi w tym filmie?
fot. Diana Lelonek

Prof. Stanisław Por-Kokos

Dzień dobry Państwu. Dzisiaj objaśnimy sobie, o co chodzi w filmie festiwalowym pt. „Smak curry”.

Reżyserem jest tutaj Ritesh Batra, którego każdy porządny kinoman niedługo będzie kojarzyć jak na proste zawołanie. Uważam bowiem, że jego imię i nazwisko na dniach staną się bardzo słynne. No ale „Smak curry”. Jest on, iż dostarczają bohaterowi i innym indyjskim osobom obiady. Jednak jeżeli sobie myślą Państwo: „Uee, znowu o jedzeniu, poza tym jadłem dopiero spory lunch, to nie jestem przecież jakiś głodny”, to jest to gruby błąd. Oczywiście, każdy widz może się pomylić, nikt nie jest przecież od razu encyklopedią PWN. Na szczęście istnieją na tym naszym trudnym świecie specjalistyczne osoby, na przykład ja, które pracują jak wysokie latarnie morskie, co świecą dla potrzebujących szlak do myślenia o filmie, że płyniemy w nocną burzę do portu. Szczerze? Lubię mój zawód. Bardzo mocno. Więc to całe „Smak curry”. Film ten festiwalowy pięknie traktuje o tym, jak indyjskie jedzenie sobie podróżuje. I teraz pożytecznie Państwu radzę uważać przy oglądaniu. Bowiem jeżeli porządnie się skupimy, to zaobserwujemy na ulicach istnienie takich malutkich nutek, które zostawiły gorące obiady, co jadą na motorach od spoconej kuchni prosto do celu, czyli do głodnego żołądka w ciężko pracującym człowieku. Mocno zalecam obserwować każdą trasę, gdyż pod koniec filmu, jak się weźmie te nutki, to co ciekawego się okaże? To ciekawego, że będziemy mogli nutki ładnie ze sobą posklejać i nawet jak ktoś jest bez talentu do bycia zręcznym śpiewakiem, to i tak wyjdzie mu piosenka piękna niczym Sophia Loren albo rzeka Odra. Nie muszę nikomu chyba tłumaczyć, że piosenki powychodzą każdemu kompletnie odmienne. A jeżeli ktoś powie np.: „Moja jest o kamiennych kartoflach”, to nie wolno się śmiać ani robić z igły jakichś zardzewiałych wideł. Bardzo głośno o to apeluję. Bo widz jest od tego, żeby śpiewał, co tam sobie chce. Każdy swoje. Jeden to, drugi tamto, trzeci siamto. Tak to zostało pomyślane u zarania kina i bardzo dobrze. Do widzenia.

 

« starsza nowsza » lista
do góry
pełna wersja strony