Różnorodność propozycji festiwalowych sprawia, że każdy z widzów, przyjeżdżających do Wrocławia, może stworzyć swój własny festiwal, wybierając filmy zgodnie z określonym kluczem. Pomysł, by była nim chęć poznania świata, jest jak najbardziej na miejscu. Pomagają w tym nie tylko sekcje, prezentujące kinematografie narodowe - w tym roku wyruszymy do chłodnych krain: Kanady i Szwecji. Tradycyjnie ważnym punktem na festiwalowej mapie staje się cykl dokumenty/eseje.
Ulrike Ottinger to jedna z najciekawszych niemieckich reżyserek niezależnych, typ "wędrującego oka". W swoich filmach miesza gatunki, rozmywa granice pomiędzy rzeczywistością a inscenizacją. Buduje teatralne, komiczne postacie i sytuacje. Obserwując rzeczywistość z dystansem, podkreśla autonomię miejsca, o którym opowiada, jego inność, obcość. Interesują ją sposoby przekładania tego, co pochodzi z tradycji na język współczesnej kultury. Studiowała malarstwo i fotografię na Akademii Sztuk Pięknych w Monachium. Na Sorbonie zgłębiała wiedzę z etnologii, religioznawstwa i historii sztuki, w Paryżu napisała swój pierwszy scenariusz dla francuskiej telewizji. Po przeprowadzce do Berlina w 1973 roku zaczęła kręcić filmy. Podróżowała już koleją transsyberyjską w Mongolskiej Joannie d'Arc. Ukryta za kamerą, wędrowała z Wrocławia przez Słowację, Węgry, Rumunię, Bułgarię do Odessy, a następnie do Stambułu w ponad pięciogodzinnym Südostpassage.
Ottinger nie ustaje w etnograficznych peregrynacjach, posuwa się coraz dalej na Wschód. W tegorocznej sekcji dokumenty/eseje obejrzymy jej film Koreański kufer ślubny. Na przykładzie ceremonii ślubnej we współczesnym Seulu pokazuje przenikanie tradycji i współczesności we wschodniej, wypełnionej rytuałami kulturze. Nadal interesuje ją przede wszystkim ciągłość pomimo zmian. Dziś ceremonia, śledzona przez reżyserkę krok po kroku, podporządkowana jest medialnej rejestracji, jej uczestnicy czują się niczym filmowe gwiazdy, aktorzy poruszający się na planie według jasno określonego scenariusza, nie ma tu miejsca na spontaniczność i emocjonalne reakcje. Ottinger pokazuje porządek, jego opresję, ale i niezwykłe piękno tradycji, dzięki której Koreańczykom udaje się zachować związek z przeszłością.
Podobne związki do niedawna kultywowali amerykańscy ranczerzy, przemierzający górskie szlaki Montany, latem wypasając swoje owce na publicznych pastwiskach. Lucien Castaing-Taylor i Ilisa Barbash, artyści, filmowcy, etnografowie towarzyszyli ich pracy przez trzy lata. Efektem jest Sweetgrass, film nakręcony z tęsknoty za wolnością, wewnętrzną równowagą, metafizycznym spokojem, a także z tęsknoty za biegnącą przez czas ciągłością, której we współczesnym świecie coraz mniej. Film pozbawiony komentarza, surowy jak życie ludzi i zwierząt, podróżujących w surowym krajobrazie. Skupiony na próbach ogarnięcia chaosu, na tworzeniu najbardziej podstawowego porządku. Nie mający nic wspólnego z folklorem. Chwilami wymyka się zwykłej obserwacji. Zachwycając fenomenem natury, pokazuje ją jak pozostające w nieustannym ruchu dzieło sztuki. Sweetgrass przypomina też o tezach Johna Bergera, który w jednym z rozdziałów swojej książki O patrzeniu: Po cóż patrzeć na zwierzęta? kreśli historię zależności i bliskiej relacji, jaka od wieków łączyła i łączy nas ze zwierzętami. Z jednej strony zwierzęta zawsze były pokarmem, z drugiej, przynależąc do świata magicznej natury, w ludzkiej wyobraźni zajmowały miejsce posłańców, niosących nadzieję i pośredników pomiędzy człowiekiem, a jego pochodzeniem.
Podróżując po filmowych odległych światach, warto zwrócić uwagę na "północne" kino kanadyjskie, pokazujące życie rdzennych mieszkańców Kanady. Blisko trzygodzinny epos Anaturjat, biegacz Zachariasa Kunuka to pierwsza w historii kina próba wyrażenia bogatej wyobraźni Północy. Opowieść o rywalizacji o miłość kobiety, zagrana przez kanadyjskich Inuitów w ich języku, zbierająca doświadczenia tej kultury. O tym, jak pierwsze spotkanie Inuitów z Europejczykami zmieniło całe ich życie, opowiedzą w Przed jutrem reżyserki Marie-Hélène Cousineau i Madeline Piujuq Ivalu. Zetknięciu obu nacji, żyjących w Kanadzie tuż obok siebie, jednak oddzielonych niewidzialnym murem, poświęcił swój film To, czego potrzeba do życia Benoît Pilon. Jego bohater - chory na gruźlicę inuicki myśliwy znajdzie się w szpitalu na południu, odcięty od rodziny i wszystkiego, co znajome.
Też Kanadyjczyk - Frank Cole w filmie Życie bez śmierci zmierzył się z samotną podróżą na wielbłądzie przez Saharę, dotykając swojej głębokiej fascynacji śmiercią. Warto też wspomnieć o Harunie Farockim. To artysta i kurator wystaw, twórca ponad stu głównie eksperymentalnych filmów. W Przez porównanie (dokumenty/eseje) bierze na warsztat... techniki wytwarzania cegieł w różnych częściach świata. To oryginalny pretekst dla podróży. Z funkcjonalnego procesu wydobywa raz magię, innym razem znaczenia charakterystyczne dla kultury danego regionu.
Nie przegapcie filmu Garina Nugroho z Jawy. Nugroho jest reżyserem, eksplorującym cudowne właściwości kultury indonezyjskiej. Dwa lata temu w konkursie festiwalu została pokazana jego Opera Java - podniosłe requiem, zaduszki za zmarłych, wielka uczta z całą różnorodnością i bogactwem charakterystycznym dla tego rejonu świata, złożona z lokalnych archetypów i legend. Siedmioro tancerzy - choreografów stworzyło cielesne scenografie, a ścieżkę dźwiękową opracował jeden z najsłynniejszych indonezyjskich muzyków gamelan, Rahayu Supanggah. Bohaterkami nowego filmu Nugroho U stóp drzewa (panorama kina światowego: mistrzowie i odkrycia) są trzy współcześnie żyjące kobiety, które z różnych powodów trafiły w scenerię na poły turystycznej, na poły mistycznej, zatopionej w starożytnej historii wyspy Bali. To połączenie aktualnego komentarza na temat problemów wyspiarskiej społeczności z pełną egzotycznego piękna, choć nie wolną od niebezpieczeństw, gdy tylko wniknie się w głąb, balijską rytualnością.