- Nie jestem typem reżysera, który musi mieć totalną kontrolę - mówi Juan Daniel F. Molero, reżyser "Wideofilii"
Rozmowa z Juanem Danielem F. Molero autorem filmu startującego w Międzynarodowym Konkursie Nowe Horyzonty
Natalia Gruenpeter, Radek Folta: - Powiedziałeś swoim aktorom jaki film kręcisz?
Juan Daniel F. Molero: - Wszyscy wiedzieli o warstwie narracyjnej, dzięki temu mogli się wygłupiać na planie i być bardziej naturalni. Nie robiłem żadnego kastingu, tylko zaproponowałem role znajomym. Nie wyjaśniałem im, jaki będzie końcowy efekt.
Nie zdradziłeś, jak dziwna i wieloznaczna będzie forma wizualna?
Chciałem zrobić film, który obejrzysz jako pewną prostą historię, ale możesz odwołać się głębiej, do teorii obrazów i cyfryzacji rzeczywistości. Jest też moja personalna warstwa, zawierająca wątki spirytualne. Wierzę w rytuały, choć nie traktuję ich do końca serio.
Było miejsce na improwizację?
- Miałem gotowy cały scenariusz, ale ciągle go zmieniałem, dodawałem nowe szczegóły i w pewnym momencie wystraszyłem się, że wszyscy się całkiem pogubią. Dałem więc aktorom opis akcji i to o czym rozmawiają postacie. Zrobiło się miejsce na odrobinę improwizacji, ale struktura filmu się nie zmieniła. Nie jestem typem reżysera, który musi mieć apodyktyczną kontrolę nad filmem. Moje doświadczenia w kinie dokumentalnym i video arcie nauczyły mnie wspólnego rozwiązywanie problemów na planie.
Mówisz o współczesnej kulturze, która zewsząd bombarduje nas obrazami. Także pornograficznymi.
- Pornografia w kulturze pomaga dotknąć tylko fragmentu rzeczywistości. Poprzez różne środki wyrazu chciałem odtworzyć to, jak media cyfrowe zmieniają nasz punkt widzenie, subiektywne spojrzenie, perspektywę czasową, a nawet tożsamość. Chcę, żeby moje pokolenie oraz ci młodsi ode mnie zrozumieli, co dzieje się z kulturą audiowizualną. Nie mówię, że technologia jest zła albo dobra, bo sam z nią dorastałem i byłem własnym królikiem doświadczalnym (śmiech). Ale mam w stosunku do niej mieszane uczucia. Musiałem cofnąć się o krok, żeby się temu fenomenowi przyjrzeć i "Wideofilia" to wynik tych obserwacji.
Jak zareaguje publika na obraz o słabej jakości, pełen glitchów i tańczących ikonek?
- Chciałem, by widz doświadczył dyskomfortu, ale stopniowo, poprzez oswajanie się z tym, jak rzeczywistość oraz świat cyfrowy przenikają się wzajemnie, a w końcu tego, że rzeczywistość się zapada. Napięcie w filmie rodzi się ze ścierania się tych dwóch aspektów. Realność przeradza się w halucynację, pełną dystorsji, iluzja staje się częścią prawdziwego świata. Młodzi ludzie, dla których i o których zrobiłem ten film, nie będą mieli problemu z jego odbiorem. Oni, podobnie jak ja, znudzeni są współczesnym kinem, które udaje, że nasza kultura jest sterylna i ascetyczna, a wcale tak nie jest. Żyjemy przecież na kulturowym śmietniku obrazów, który zamieszkuje nieskończona ilość naszych awatarów.
Rozmawiali: Natalia Gruenpeter, Radek Folta