en

Blue Sofa

reż. Pippo Delbono, Laura Fremder, Giuseppe Baresi
Włochy 2009 / 20’
napisy: polskie i angielskie
Krew (Sangue) reż. Pippo DelbonoKrew (Sangue) reż. Pippo Delbono

Andrzej Pitrus: Oto jest krew

Krew (Sangue)

Włochy, Szwajcaria 2013, 92'

reż., scen. i zdj. Pippo Delbono, muz. Camille, Victor Deme, Stefan Eicher, Pietro Mascagni, prod. Casa Azul Films, Compagnia Pippo Delbono, wyst. Pippo Delbono, Marherita Delbono, Giovanni Senzani, Anna Fenzi, Bobo

Pippo Delbono znany jest przede wszystkim widzom teatralnym - to bez wątpienia jeden z najciekawszych reżyserów światowych scen, niegdyś współpracujący z niemiecką choreografką Piną Bausch, a dzisiaj realizujący autorskie spektakle z własnym zespołem, wystawiane i nagradzane w wielu krajach, także w Polsce. Twórczość włoskiego artysty wymyka się klasyfikacjom - jego teatralne eksperymenty zwykle bliskie są formule perfomance'u, w którym istotną rolę odgrywa obecność samego Delbono. Jego teatr nie istnieje bez niego, podobnie jak nie może obyć się bez najbliższych współpracowników, często ludzi wykluczonych i bez profesjonalnego aktorskiego przygotowania. Najważniejszym z nich jest głuchoniemy i chory na mikrocefalię Bobo, który spędził lata zamknięty w szpitalu psychiatrycznym, by w końcu znaleźć opiekuna w osobie reżysera.

Delbono ma jednak coraz częściej do czynienia z kinem. Jako aktor charakterystyczny - znamy go m.in. ze znakomitego Jestem miłością (2009, L. Guadagnino) - ale także jako reżyser. Jego najnowsza produkcja, nagrodzona na festiwalu w Locarno, zatytułowana została Sangue, czyli Krew i stanowi przedłużenie wątków zawartych w jednym z ostatnich spektakli. Podobnie jak Orchidee, także nowy film poświęcony jest w dużej mierze postaci niedawno zmarłej matki reżysera. Delbono zarejestrował jej ostatnie dni, dając nam przejmujący i niezwykle emocjonalny - choć nie w melodramatyczny sposób - obraz pożegnania z najbliższą osobą.

Jednocześnie Krew to coś więcej niż dokument o sobie samym - mamy tu bowiem do czynienia z przenikliwym esejem opowiadającym o specyficznie włoskim miksie polityki, religii, relacji rodzinnych, poezji i trywialności. Tytuł odnosi się nie tylko do więzów krwi, ale także do działalności znanego terrorysty związanego z Czerwonymi Brygadami - Giovanniego Senzaniego. Wypuszczony na wolność, po wielu latach spędzonych w więzieniu, spotyka się z reżyserem, by odbyć z nim rozmowę. W filmie pojawia się też motyw podróży-pielgrzymki. Delbono wyrusza do Albanii, by zdobyć jad błękitnego skorpiona, który ma przynieść jego matce ulgę w cierpieniu. Są migawki z teatru, gdzie reżyser pracuje nad oryginalną inscenizacją Rycerskości wieśniaczej Pietro Mascagniego. To właśnie w tych fragmentach na krótko pojawia się Bobo - dosłownie rozświetlający swą pełną onieśmielenia kreacją scenę i ekran. Piękny. Zwyczajny, a na swój sposób przedziwnie uduchowiony.

Tak jak teatr Delbono daleki jest od głównego nurtu, tak niewiele ma z nim wspólnego jego kino. Eseistyczna formuła, zastosowana także we wcześniejszych realizacjach, wspierana jest tu przez niecodzienne środki wyrazu. Cały pełnometrażowy film został bowiem nakręcony amatorską kamerą, a wiele scen to zapis z aparatu wbudowanego w telefon. Wybór tej formuły nie jest przypadkowy i nie wynika z ograniczeń budżetu, choć zapewne filmowi daleko do formuły "superprodukcji". Delbono stawia bowiem na perspektywę skrajnie subiektywną i ostentacyjnie emocjonalny przekaz. Valentina d'Amico, komentująca film dla portalu movieplayer.it, użyła wręcz - niezbyt chyba pochlebnego - określenia "pornografia bólu". To może zbyt dosadne, ale w istocie teatr i kino Pippo Delbono stawiają emocjom widza szczególne wyzwania, zbliżając się do granicy ekshibicjonizmu, nie unikając nadekspresji. Ale jednocześnie kontakt z mistrzem jest zawsze doświadczeniem niepowtarzalnym. Jego sztuka zazębia się z codziennością, życie artysty staje się perfomance'em, a spektakl otwiera się na sferę prawdziwego, nieodegranego przeżycia.

Bobo porównywany jest często do Brunona S. - naturszczyka znanego z filmów Herzoga. To jednak bardzo powierzchowne zestawienie. Niemiecki reżyser odkrył bowiem naturszczyka, który wpisał się w uniwersum jego kina i na swój sposób go wykorzystał. Delbono zaprosił niepozornego staruszka do prawdziwego dialogu, niezależnie od jego choroby. Zmienił też jego życie, dając mu własny dom i opiekę. Ale i sam otrzymał od niego wsparcie w trudnych chwilach zmagań z AIDS. W Krwi Bobo pojawia się tylko na chwilę, ale i on obok Senzaniego, Margherity Delbono i samego reżysera jest pełnoprawnym bohaterem filmu.

Realizacja Pippo Delbono jest na swój sposób niemodna. Chyba tak jak niemodne jest piękno. Reżyser ma niezwykłą zdolność zamieniania wszystkiego w sztukę, a przy tym odwagę pozwalającą nie ukrywać się za jakąkolwiek maską. Nieprzypadkowo też jeden z najważniejszych spektakli artysty La Rabbia dedykowany jest pamięci Piera Paolo Pasoliniego. Twórca Krwi jest bowiem jego najwierniejszym uczniem, kolejnym prawdziwym poetą kina.

Andrzej Pitrus

(tekst ukazał się w numerze 2(24)/2015 czasopisma "EKRANy")