Gazeta Festiwalowa "Na horyzoncie" nr 6
Wyczynowiec, którego słychać na Sundance
Ma dopiero 30 lat, a w dorobku dwa albumy, muzykę do kilku filmów i spektakli teatralnych. Współpracował z Waglewskimi i Jacaszkiem. Drzwi otwierają przed nim wytwórnie, o których inni tylko marzą, i wszystko wskazuje na to, że jest na dobrej drodze do podbicia świata
Rozmowa ze Stefanem Wesołowskim artystą, który dziś zagra w Arsenale
Iwona Sobczyk: Czy wyrzucono Cię z uczelni, bo jak bohater "Whiplash" rzuciłeś się z pięściami na mentora?
- O nie, ale byłem niesubordynowanym studentem.
Widziałeś się w roli pierwszych skrzypiec dużej orkiestry?
- Funkcjonowałem tak już jako nastolatek. Interesowało mnie jednak za dużo rzeczy, chciałem tworzyć swoją muzykę i nie miałem czasu na wyczynowe granie na skrzypcach. Kocham to robić i boli mnie, kiedy zauważam, że nie mam takiej formy jak kiedyś. Kończenie studiów byłoby motywacją, by więcej ćwiczyć.
W swojej muzyce sporo czerpiesz z klasycznego wykształcenia.
- Unikam mówienia o muzyce klasycznej jako inspiracji, ale jest to przestrzeń, w której funkcjonuję od zawsze, więc siłą rzeczy ma wpływ na wszystko, co robię.
Płytę "Liebestod" wydała amerykańska Important Records współpracująca z Coil czy Merzbow. Masz kontrakt z londyńską Mute wydającą płyty Cave'a czy Swans. Jak udało się nawiązać z nimi kontakt?
- Prosto, wysłałem im swoją muzykę. Podpisałem kontrakt z Mute Song, która lokuje muzykę w filmach. Stąd zlecenie na dokument o Marlonie Brando.
"Listen to Me Marlon" Stevana Rileya miał premierę w Sundance, zauważyły go "Time" i "Rolling Stone".
- Włączyłem się w pracę dwa miesiące przed premierą. W filmie jest dużo muzyki różnych kompozytorów, ale reżyser uznał, że brakuje mu motywu przewodniego. Zwrócił się do Mute Song, a oni podsunęli mu moją płytę. Moja muzyka to jedyna, skomponowana specjalnie na potrzeby tego filmu.
Rozmawiała Iwona Sobczyk
Koncert w Arsenale, godz. 22.00. Bilety 30 i 21 złotych (dla posiadaczy karnetów)