Gazeta Festiwalowa "Na horyzoncie" nr 11
Juror jak niezapisana tablica
- Każdy film miał swoje mocne strony - mówi Khavn de la Cruz, juror Międzynarodowego Konkursu Nowe Horyzonty
Rozmowa z Khavnem De La Cruzem reżyserem, artystą wizualnym
Natalia Gruenpeter: W jury spotykają się osoby o różnym doświadczeniu, z różnych części świata. Szukaliście wspólnego języka?
Khavn De La Cruz: - Rywalizują filmy, a nie osobowości jurorów. Nie ma tu miejsca na ego. Po prostu wybraliśmy film, który najbardziej do nas przemówił. Selekcja była rozległa, filmy różnorodne i trudne do porównania. Nie chodzi o to, by z wielu jabłek wybrać najlepsze. Porównujesz jabłka... ze słoniami.
Czy przyjęliście wspólne kryteria?
- Wybór musiał być subiektywny, zależał od nastroju, a nawet od pory dnia. Idealne byłoby oglądanie filmów w identycznym stanie umysłu. Gdybyśmy wybierali za tydzień lub dwa, decyzja mogłaby być inna. Dyskutowaliśmy dopiero po obejrzeniu ostatniego filmu. Mówiliśmy o tych, które nas zainteresowały, wobec których odczuwaliśmy emocje. Nie szukałem na początku niczego konkretnego. Chciałem oglądać filmy z czystym umysłem, być jak tabula rasa.
Zwyciężył eksperyment formalny. To wyznacznik nowego horyzontu?
- Trudno jest oddzielić formę od treści. Nie ma też gotowej formuły na dobry film. Ale najbardziej liczy się subiektywny odbiór.
Rozmawiała Natalia Gruenpeter